poniedziałek, 23 marca 2009

Nie mogę obronić się przed prawdziwą sztuką

Trafiłem ostatnio na jakiś kabaret w TV, było całkiem nieźle, do czasu aż nie padło sakramentalne "k...a" (rzecz jasna zupełnie zbędne); oczywiście w telewizji publicznej owa "k...a" została starannie wypikana. Nie byli jednak w stanie wypikać mojego "wyp...", gdy przełączałem kanał.

Czy naprawdę nie da się zrobić skeczu bez "k...y"? To jakiś defekt mózgu? Bo zauważyłem, że kabarety coraz chętniej i bez oporów po "k...y" sięgają. Nie przeczę, że fanom z gimnazjów "k...a" rzucona na scenie może imponować, że na youtubie "k....jących" oglądnie cała masa, może nawet owa "k...a" stanie się kultowa.

Jednak na dłuższą metę takie prostactwo jest męczące i nie rokuje dobrze. Drodzy Twórcy Kabaretowi - nie idźcie tą drogą, na youtubie świat się nie kończy, zaś gimnazjaliści kiedyś wyrosną. I kto was będzie oglądał?

Brak komentarzy: